O tym, że niezwykle uroczyście obchodzona jest Niedziela Palmowa w Łysych wiedzą wszyscy, stąd tłumnie tam każdego roku. Gościnna kurpiowszczyzna wszystkich wita z radością oferując moc przeżyć duchowych oraz ogrom folklorystycznych atrakcji. Zawsze zakwita zielenią, czerwienią, fioletem oraz błękitem czyli kolorytem pięknie uwitych kurpiowskich palm. Bowiem palma jest symbolem tego ważnego święta chrześcijańskiego upamiętniającego wjazd Jezusa do Jerozolimy.

PALMA KURPIOWSKA

Wprawdzie nie rowerem na obchody Niedzieli Palmowej w tym roku jechałam, ale rowerowe wyprawy wspominałam. Otóż miałam gościa – z wizytą z województwa świętokrzyskiego przyjechała do mnie moja przyjaciółka Zosia. Zaproponowałam wyjazd samochodem do Łysych.

Oczywiście jak to mam w zwyczaju, swoje zaproszenie ubarwiłam taką informacją „To wielkie święto kościelno-folklorystyczne lubią politycy. Może uda Ci się kogoś sfotografować”. Moja koleżanka fotograf-amator z zamiłowania dopytywała „kto konkretnie?”. Nie znając programu odpowiedziałam wykrętnie: „sama śmietanka”. Natychmiast nadrobiłam niedopatrzenie i weszłam na stronę Gminy Łyse. Czytając program, aż głośno zaśmiałam, bo dowiedziałam, że „Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Bronisław Komorowski wraz z Małżonką weźmie udział w uroczystościach Niedzieli Palmowej w Łysych w województwie mazowieckim”. Dowiedziałam też, że obsługa medialna wyłącznie dla osób z akredytacją. Pomyślałam więc, że wypasiony sprzęt mojej przyjaciółki, jest równoznaczny z posiadaniem akredytacji, ale na wszelki wypadek schowałam do kieszeni swój fotopstryczek.

Do Łysych wyruszyliśmy samochodem przed 9-tą. Oczywiście najpierw zajechaliśmy na Plac Juranda, by zobaczyć z „Kręciołami” , bowiem grupa na obchody Niedzieli Palmowej tradycyjnie wybierała do Rozóg. Zosia pstryknęła fotkę Ryśkowi Dąbrowskiemu, Marysi Ziółek i Włodkowi Olkowskiemu, gdyż ta trójka już była na miejscu startu. Nie czekając na pozostałych ruszyliśmy.

Palmowa z Palmowskim

Jadąc samochodem opowiadałam swoim współtowarzyszom różne „Kręciołowe” historyjki. A jest tych wspomnień moc. Otóż w 2002 r. wpadłam na pomysł, by w Niedzielę Palmową wybrać się z Palmowskim do Rozóg. Nie było to trudne, bo moim ówczesnym szefem był Bogusław Palmowski stąd pomysł na taką wyprawę. Mój Prezes był bardzo usportowiony i pomysł jazdy rowerem przypadł mu do gustu. Wici zostały rozesłane i w niedzielę 24 marca 2002 r., gdy padał śnieg z deszczem, gdy wiał wiatr i gdy nie było wcale ciekawie... na miejscu zbiórki stawił się bardzo skromny peleton. Grażyna Czerniawska, Elżbieta Skawińska, Halinka Biziuk, ja i Prezes Palmowski. Ja do kierownicy przytroczyłam sobie ubiegłoroczną palmę i cała w skowronkach za prowadzącym, jedynym zresztą mężczyzną (inni wystraszyli się aury) ruszyłam. Pięcioosobowy peleton dotarł do Młyńska i zatrzymał się, bowiem ja... złapałam gumę. Mimo, że nie mieliśmy pompki, o zapasie ogumienia czy zwykłym kluczu nawet nie wspomnę, to nie chciałam wracać do domu. Na obręczy dotarłam do Olszyn, tam pomocy i życzliwości udzielili mi dawaj, sympatyczni młodzi ludzie. Gdy jeden z nich rozkręcał rower, drugi rezolutną Halinkę powiózł do Szczytna samochodem po nową dętkę. Tymczasem Boguś z Elą i moją imienniczką pojechali w stronę Rozóg. Wymiana dętki trwała chwilkę. Wskoczyłyśmy na rowery i pomknęłyśmy za peletonem. Już widziałam plecy moich koleżanek, gdy... znów złapałam gumę. Ustaliłyśmy, że Halinka jedzie dalej, a ja wracam do dwóch sympatycznych panów i znów proszę o pomoc. Oj dostałam wtedy w kość, ponieważ okazało się, że nieświadomi mojego powrotu mężczyźni pojechali do Szczytna a wiadomo w świętą niedzielę trudno o serwis, więc ja... doszłam do Szczytna, tam wymieniono mi oponę i dętkę i sama ruszyłam do Rozóg. Tak pod Rozogami walczyłam z dętkami. Pamiętam też, że była to pierwsza rowerowa wyprawa mojego szefa. Mam nadzieję, że mój były szef, a obecnie serdeczny kolega nie będzie miał mi za złe, że w tym felietoniku opowiem jeszcze jedną historyjkę związaną z Niedzielą Palmową, ponieważ tych „Kręciołowych” wypadów było wiele a jak się ma takie nazwisko, więc raz do roku warto powspominać. Ale o tym za chwilkę, bo na tablicy pojawiła się informacja Łyse 5 km, czyli za chwilkę będziemy na miejscu.

Łyse! Wysiadać!

We czwórkę jechaliśmy samochodem na obchody Niedzieli Palmowej podziwiając przez okna piękną, wiosenną przyrodę, zasłaniając oczy okularami. Gdy jedzie się pojazdem, droga mija szybko. Niestety, gdy jedzie się rowerem... A ja byłam rowerem w Łysych! W 2004 r. 4 kwietnia o 7mej godzinie wyruszyliśmy ze Szczytna i przez Lipowiec, Księży Lasek.. dotarliśmy na obchody fantastycznego święta. Rano było zimno, ale już na miejscu słońce, słońce i ogrom przezyc i kurpiowskich barw. Wówczas nasza Halinka Biziuk miała takie dłłuugie fantastyczne zapięcie, że tym zabezpieczeniem objęła kilka rowerowych kół. Szczęśliwi, że rowery bezpieczne udaliśmy się do kościła, potem na procesję, po mszy na jarmark... Impreza skończona, czas wracać, a Halinka nie ma kluczy. Przez megafon idą ogłoszenia, że „Kręcioły” szukają zagubionych w piasku kluczy a tu w odpowiedzi słyszymy, że „od wioski do wioski ino pioski” więc szukanie kluczy, to tak jak szukanie igły w stogu siana. Cóż robić, decyzja jedna – pożyczamy brzeszczot. Męska ręka sobie szybko radzi z zapięciem, rowery oswobodzone wracamy. W okolicach Lipowca robimy pierwszy przystanek i oczywiście klucze się odnalazły, wprawdzie nie leżały w piasku, ale plecaku w bezpiecznym miejscu. Ale gdyby nie zawieruszone klucze... Tyle lat, a ja to pamiętam...

Wracając do mojego kolegi, którego nazwisko nabiera mocy w ten wyjątkowy dzień muszę troszkę zdradzić pewną tajemnicę. Otóż wówczas tak się jadąc do Łysych sforsował, że zasłabł i nie było mowy o powrocie rowerem. Wpadliśmy na pomysł, iż wróci... autobusem. Pan kierowca był bardzo uprzejmy zapakował rower do bagażnika, Bogusia usadowił w fotelu i ruszył. Autobus jechał do pobliskiej miejscowości, zabierał pasażerów, wracał do Łysych, a potem dalej przez Myszyniec wprost do Szczytna. Nasz kolega, wiadomo źle się czuł więc miał prawo zasnąć. Kierowca, jak to kierowca w każdej miejscowości głośno oznajmiał nazwę i krzyczał, żeby wysiadać. Stanął na przystanku, otworzył drzwi i drze się głośno „Łyse! Wysiadać!”, a że nasz kolega miał już takie maleńkie, zakole jak to na człowieka światłego, mądrego przystało więc ocknąwszy się z drzemki z przestrachem odezwał do kierowcy „Ale ja jeszcze włosy mam i chciałbym dotrzeć do Szczytna”. Oczywiście jest to żart, my za chwilę wysiadamy, bo już Łyse.

Wszechobecna Palma

Zdajemy sobie sprawę, że musimy gdzieś zostawić samochód, ale ubrany w kamizelkę pan tak uprzejmie macha palma i zaprasza na swoją posesję i rozwiązuje problem. Takim zagarnianiem palmą na parking jesteśmy rozbawieni. Do jedenastej mamy pół godziny, ale jak tu sobie poradzić z wyborem palmy. Ta piękna, tamta jeszcze piękniejsza... wszechobecne palmy przyciągają wzrok a misterne wykonanie zachwyca. Choć nie była to prosta sprawa wreszcie i my mamy palmy. Mamy też jeszcze troszkę czasu, by zajrzeć do wnętrza drewnianego, zabytkowego kościoła pw. Świętej Anny, by z bliska podziwiać zgromadzone tam palmy. Są piękne, jest ich dużo. Wychodzimy zachwyceni pomysłowością, kunsztem. Szukamy dogodnego miejsca, by podziwiać przemarsz z palmami i mamy też nadzieję na sfotografowanie Prezydenta, bo samolot rządowy widzieliśmy jak

kołował po słonecznym niebie. Kolejno wynoszone są z kościoła palmy i barwny korowód rusza. Procesję poprzedza ksiądz, który święci trzymane palmy, o kropelki święconej wody spadają i na moja palmę i teraz moja palemka, to nie tylko kurpiowskie rękodzieło, to święta relikwia. Wszak po poświęceniu nabierają niezwykłej mocy. Dawniej wierzono, że dotknięcie kogoś palmą zapewni mu zdrowie i pomyślność. Palma używana była też do święcenia bydła oraz pierwszych wiosennych zasiewów. Stawiana w oknie chroniła przed uderzeniem pioruna. W tym dniu wszechobecne palmy niczym jeden, wielki las szły w wielkiej, radosnej procesji. Flesze błyskały, więc i ja wyciągnęłam aparat i utrwalałam tę radość palmowej niedzieli. Hura! Udało mi się! Zobaczyłam i sfotografowałam Prezydenta, niestety szanowną Małżonkę przysłoniła palma. Włączamy się do procesji i razem z olbrzymią rzeszą wiernych przechodzimy w okolice kościoła pw. Chrystusa Króla Wszechświata. Tam Jego Ekscelencja Ksiądz Biskup Janusz Stepnowski celebruje mszę. Gdy zaczyna padać deszcz wracamy do samochodu. Żegnamy gościnną kurpiowszczyznę ubogaceni strawą duchową i przepełnieni folklorem jedziemy do Rozóg.

Palmowe Rozogi

Pod parasolami wędrujemy do kościoła, po drodze rzucam okiem na miejsce, gdzie zwykle „Kręcioły” zostawiają rowery, gdy uczestniczą w mszy. Ze zdziwieniem stwierdzam, że z trzech osób, które widziałam na Placu Juranda zrobiła się pokaźna grupka. Otwarte drzwi do świątyni pozwalają na włączenie do grona wiernych. Ksiądź Jóżef Midura jakby dostrzegł nasze przywiezione z Łysych palmy, bo w momencie gdy wchodzimy mówi do swoich wiernych: „My nie konkurujemy z parafią Łyse, my tu na pograniczu dwóch kultur chcemy ocalić od zapomnienia piękne tradycje i wam wszystkim za to dziękuję, że w tym pomagacie”. Pochylamy głowy nie tylko dlatego, że udzielane jest błogosławieństwo, ale przed tym wspaniałym trudem jaki stawia przed sobą Gmina Łyse, by ugościć wielką społeczność i to jej się udaje; chylimy też głowy przed małą społecznością jaka są Rozogi i której też się od lat udaje kultywować piękne tradycje.

Pada deszcz piękne, sięgające nieba palmy w procesyjnym korowodzie wędrują do szkoły, gdzie zostaje przeprowadzona dalsza część świeckich obchodów Niedzieli Palmowej. Tuż przed procesją proszę moją koleżankę Zosię o kilka fototek z „Kręciołami” i choć z nimi tym razem rowerem nie jechałam, to ich wspierałam i sobie troszkę powspominałam.

Grażyna Saj-Klocek