Piękna pogoda sprzyja wyprawom rowerowym, mogę więc realizować plan dotarcia do drzew – pomników przyrody i przeprowadzać inwentaryzację. Po jałowcach w Lipowcu postanowiłam sprawdzić kondycję Sosny Liry usytuowanej przy leśnej drodze Czarkowy Grąd – Wawrochy. Do wspólnej wyprawy namawiam koleżankę i we wtorek 26 sierpnia ruszamy zabielską szosą.

SOSNA LIRA I ZUZIĄ CHWILA

TRASA: Szczytno-Rudka-Czarkowy Grąd-Sosna Lira-Kniejówka-KAMEZ-Prusowy Borek-Rudka-Szczytno

Ilość kilometrów: 25

Czas: 4 h

Ze wspomnianej szosy skręcamy zgodnie z drogowskazem- Rudka 3- w lewo i wygodną leśną drogą docieramy do asfaltu Rudka – Czarkowy Grąd. W Czarkowym Grądzie w sąsiedztwie słupa z bocianim gniazdem skręcamy w lewo i przez mostek, pola jedziemy wprost do sosny Liry. Jednak zanim tam docieramy – podziwiamy sielskie widoki. Pasące się krowy leniwie przeżuwające trawkę, kołujące ptaki i ta cisza - autentycznie „słychać ciszę”. Bociany już odleciały, klangor żurawi ustał. Wjeżdżamy w las i dostrzegamy oświetloną słońcem sosnę. Ku mojej radości stwierdzam, że drzewo-pomnik przyrody ma się dobrze. Jest ogrodzone i zapewne oznakowane specjalistyczną tabliczką informującą o tym, że znajdujemy się przy zaewidencjonowanym i zarejestrowanym przyrodniczym okazie. Pstrykam kilka fotek, sama też chętnie pozuję do zdjęcia. Możemy jechać dalej – inwentaryzacja przeprowadzona. W przypadku tego okazu – manko nam nie grozi. Przemieszczanie się po leśnych, bezpiecznych drogach ma tę zaletę, że można jechać obok siebie i rozmawiać, więc ja zamęczam koleżankę wspomnieniami. Opowiadam jej, że gdy byłam podlotkiem wszystkie wakacje spędzałam na wsi u babci. Wówczas wielką atrakcją moich pobytów było uczestniczenie w odpustach. Pierwszy przypadał w lipcu i odbywał w Dzierzgowie, drugi w sierpniu w Duczyminie. Na te uroczystości jechaliśmy wozami. Droga wiodła przez las, siedzieliśmy na workach wypchanych słomą i wesoło rozmawiając, a nawet śpiewając wypatrywaliśmy grzybów. Rosły po obu stronach drogi i co rusz któreś z nas dzieci zeskakiwało po borowika i ku uciesze dorosłych znosiliśmy do koszy dary lasu. Nim dotarliśmy na odpust w koszach dumnie prezentowały się piękne okazy. Często woźnica specjalnie poganiał konie, by zmusić nas do pogoni za wozem. Gdy opowiadam o tych pięknych odległych czasach, koleżanka zeskakuje z roweru po borowika i nim dotarłyśmy do leśnego parkingu, w rowerowych torbach mamy pokaźny zbiór – moje wspomnienia urealniły się. Na parkingu robimy dłuższy postój, a przepiękne borowiki po prostu tam na nas czekały. Sceneria niezwykła: brzozy, wrzosy i prawdziwki. Ruszamy dalej, ale nim dotarłyśmy do Kniejówki jeszcze wielokrotnie zeskakujemy z rowerów po dostrzeżone okazy. Nie mogę wręcz uwierzyć, że moje wspomnienia tak jak rzucony bumerang powróciły. Jeszcze tu tylko potrzeba koni, zdążyłam pomyśleć, a faktycznie przeniosę się w czasie. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale nagle... słychać tętent koni, wyraźny i taki bliski. Już gotowa byłam uwierzyć, iż uległam złudzeniu, ale na leśnej drodze, jak na zawołanie, pojawiła się trójka jeźdźców. Jestem tak ich widokiem zafascynowana, że proszę by wstrzymali pęd i pozwolili zrobić fotkę. Nie robią problemu, ja ten fakt wywołania ich moimi wspomnieniami – utrwalam. Mijamy Kniejówkę i docieramy do gościnnego gospodarstwa Kamez. Na nasz widok rozpromienia się półroczna Zuzia – wnusia gospodarzy. Ja natychmiast pasuję ja na cyklistkę i takim oto sposobem Zuzia posadzona przez dziadka na siodełku roweru zostaje najmłodszą „Kręciołkę”. Tak jej się podoba rower i kolorowo ubrane ciocie, że chętnie wyciąga rączki, a my z radością tulimy kochane dzieciątko. Po wspaniałych chwilach z Zuzią szosą przez Prusowy Borek, Rudkę wracamy do Szczytna. Inwentaryzacja przeprowadzona – sosna Lira ma się dobrze, a zamiast manka mamy nadwyżkę w postaci pięknej cyklistki Zuzi.

Czytając powyższy tekst i przeglądając zdjęcia nagle uświadomiłam sobie, że niezbyt dokładnie przeprowadziłam inwentaryzację, ponieważ nie mam pewności, czy drzewo faktycznie opatrzone było specjalistyczną tabliczką. Cóż, musiałam to sprawdzić i zarządziłam drugą wyprawę do Liry w piątek 29 września. Niestety nie ma tam tej tabliczki, ale za mną kolejna wspaniała wyprawa ze scenariuszem analogicznym jak we wtorek – znów była sosna Lira i z kochaną Zuzią chwila.

Grażyna Saj-Klocek