Inwestycyjne dziwactwa

Powoli kończą się roboty związane z przebudową ul. 1 Maja. Prace zabrnęły obecnie aż na ul. Poznańską, gdzie całkiem niedawno położono nowe chodniki. Tak naprawdę do zakończenia całości pozostały tylko sprawy kosmetyczne, w związku z czym w mieszkańców miasta udręczonych uciążliwościami wynikającymi z licznych ograniczeń ruchu wstąpiła nadzieja, że może wykonawca ukończy inwestycję przed terminem, jak to praktykowało się dość często w epoce „radosnej” komuny. Niestety, teraz są inne czasy, wszystko musi być wykonane i przeprowadzone zgodnie z licznymi przepisami oraz procedurami, no i prysła nadzieja na przywrócenie normalnego ruchu w mieście już we wrześniu.

Cóż, trzeba nam wszystkim jeszcze trochę poczekać, nim skończą się liczne objazdy i towarzyszące im niespodzianki, m. in. w postaci koślawego znaku stojącego u wylotu ul. Drzymały w ul. Poznańską, a informującego, że ta pierwsza jest ślepą uliczką - fot. 1.

Nic bardziej mylnego, dojeżdżając bowiem do głównej ulicy, możemy skręcić tak w lewo, jak i w prawo, choć są z tym pewne kłopoty. Na ul. Poznańskiej odbywa się bowiem ruch wahadłowy, sterowany światłami, których brak jest na ul. Drzymały. Wskutek tego, nim włączymy się do ruchu, musimy zgadywać, czy akurat samochody jadą w kierunku centrum miasta, czy też odwrotnie, na Mrągowo.

HYDRANT ZAWALIDROGA

Powracając zaś do nowo budowanych chodników wzdłuż ul. Poznańskiej, to na jednym z nich, biegnącym po stronie numerów parzystych stoi sobie, bo i stał tam wcześniej stary, dość sfatygowany hydrant - fot. 2.

Jak widać na zdjęciu, usytuowanie jego jest dość osobliwe. Tkwi on pośrodku trotuaru, jakby kpiąc sobie z przechodniów, którzy, co łatwo przewidzieć, będą na niego wpadać.

- Co to za robota? - dziwią się mieszkańcy, a to zdziwienie wyraża się często zgoła niecenzuralnymi słowami.

Zadajmy zatem pytanie - jak to się stało, że ów hydrant znalazł się nagle w tak niefortunnym miejscu? Przecież nie przemieścił się sam z siebie, zaskakując układaczy chodnikowych płytek, gdy ci na chwilę stracili go z oczu. No, nie. Wytłumaczenie tego fenomenu jest proste, a pokazuje to kolejne zdjęcie - fot. 3.

Nim zbudowano nowy chodnik, hydrant stał sobie spokojnie tuż przy starym płocie okalającym posesje nr 28 - 30, a jak on przebiegał pokazuje czerwona linia na fot. 3. Z chwilą przebudowy i poszerzenia chodnika, stary płot rozebrano, a nowy postawiono o jakieś dobre pół metra dalej, wskutek czego teraz hydrant znalazł się akurat pośrodku trotuaru. Normalnie należało zrobić tak, że kiedy poszerzono chodnik i przesunięto płot, wraz z nim powinno przemieścić się i hydrant, aby wszystko razem współgrało. Nie uczyniono tego, to i mamy to, co mamy. Teraz trzeba będzie usunąć nowo położone płytki, rozkopać chodnik, by przesunąć hydrant, wykonać specjalne przyłącze, potem zagęścić grunt kolejny raz i kolejny raz położyć płytki. Ot, taka budowlana fantazja.

NA OSIEDLEŃCZEJ

O tym oryginalnym usytuowaniu wyżej wymienionej zawalidrogi, a właściwie zawalichodnika informowało „Kurka” wielu Czytelników, uważając przy tym, że jest to ewenement na skalę nie tylko miasta.

Może i tak, ale w kategorii hydrantów jedynie, bo spacerując szczycieńskimi trotuarami, możemy natknąć się na sterczące pośrodku nich nie tylko martwe, ale i żywe elementy miejskiej infrastruktury. Oto widoczek z ul. Osiedleńczej przy posesji, nomen omen, nr 13 - fot. 4. Tutaj na środku chodnika stoi znak oznaczający przystanek autobusowy, kawałek dalej rośnie sobie drzewko owocowe, a za nim kolejne.

ULICA ŻOŁĘDZIOWA

Skoro obracamy się wokół tematyki chodnikowo-ulicznej, to jeszcze trochę o ulicy Żołędziowej. Próżno takiej szukać na planach miasta, choć faktycznie taka jest, i to blisko centrum. Tak naprawdę nazywa się 3 Maja, ale teraz, tj. późnym latem zasługuje na taką nazwę, gdyż leży na niej mnóstwo żołędzi. I w związku z tym jedna z naszych Czytelniczek zwróciła nam uwagę na to, że stoi tu często odwiedzany przez turystów dom rodzinny Klenczona, no i jak to wygląda, kiedy wokół walają się wszechobecne żołędzie. Ponadto łatwo się potknąć a nawet przewrócić na takim chodniku.

- Ktoś odpowiada za stan chodników i jezdni, więc dlaczego jest to tolerowane? - dziwi się nasza Czytelniczka. Cóż, krótki spacer przekonał nas, że cały odcinek ul. 3 Maja od Ogrodowej do Chrobrego porastają spore dęby, jest to chyba jedyna taka ulica w mieście. Teraz nastała pora, kiedy żołędzie dojrzewają i opadają z gałęzi. Swoje trzy grosze wtrącają dodatkowo kawki buszujące w dębowym listowiu, no i na przechodnia, w tym przypadku reportera „Kurka”, spadło kilka dorodnych żołędzi, godząc dość boleśnie w potylicę. Spacerując tędy, trzeba zatem uważać, zwłaszcza że cholerne kawki oprócz żołędzi strącają także kawałki suchych konarów, co prawda niewielkich rozmiarów, ale jak taki pacnie w głowę, to czuć. Co jednak najważniejsze - chodniki, jak wykazała nasza obserwacja, są w zasadzie czyste, tj. zamiecione.

Szef największej posesji handlowej (sklep motoryzacyjny i AGD), jaka przylega do ul. 3 Maja, Mirosław Medźwiedzki, zapewnia nas, że chodnik jest systematycznie zamiatany przez jego pracowników, no i taki faktycznie był, co widać na zdjęciu - fot. 5.

Przy okazji pan Mirosław dodaje, że chodnik musi sprzątać, bo jest on jego - tak tłumaczą władze miasta obowiązek dbania o trotuar. Tyle że jak chce na tym niby „swoim” terenie postawić stelaż z reklamą, to ratusz wymaga jakichś tam zezwoleń, a oprócz tego żąda także zapłaty.

- Jak to zatem jest? - nie może zrozumieć tego chodnikowego dylematu własnościowego.

RŻNIĘCIE NA KOLEJOWEJ

Mieliśmy wiele skarg od Czytelników odnośnie ulicy Kolejowej. Dotyczyły one nie tylko jej mocno pofałdowanej nawierzchni oraz wyboistych chodników, ale także drzew, które albo w całości, albo częściowo są obumarłe. Wskutek tego na głowy przechodniów spadały tam większe lub mniejsze ułomki konarów. Nareszcie, po kilku artykułach, które ukazały się w „KM” ruszyły roboty związane z wycinką i pielęgnacyjnymi cięciami drzew, a zatem kwestia spadających gałęzi nareszcie zostanie pomyślnie rozwiązana. Wszelkie roboty z tym związane wykonuje znana czytelnikom firma z Ostródy – fot. 6.

Trzeba przy tym dodać, że robota idzie jak z płatka. Drzewa, choć powalane są na ulicę, tylko na krótką chwilę tamują ruch, bo zaraz do pni doskakują pilarze, tną je na mniejsze kawałki i odciągają na bok, by szybko załadować na samochód. Gdyby wszystkie roboty w mieście przebiegały tak sprawnie...

Cóż, pomarzyć można.