Zbliża się 1 listopada, Dzień Wszystkich Świętych. Zaraz potem nastąpią Zaduszki, czyli nadejdzie czas pamięci o tych, którzy już odeszli. Jak nakazuje tradycja, odwiedzamy w te dni groby bliskich, aby zapalić symboliczny znicz, złożyć wiązankę kwiatów lub wieniec. Przyjdzie nam to uczynić w wielkim ścisku, bo na miejskiej nekropolii grób leży przy grobie.

Mogiła przy mogile

ZGUBIONY INDYWIDUALIZM

Już u bram wejściowych do największej miejskiej nekropolii witają nas stragany z mnogością zniczy i kwiatów, przeważnie sztucznych, bo trwalszych i nie wymagających tyle zachodu, co żywe. Choć wybór pod względem ilościowym jest imponujący, to jakościowo pozostawia wiele do życzenia. Sztuczne kwiaty oraz plastikowe znicze są w przeważającej mierze wykonane tandetnie, z tanich materiałów, a wzory to przykład bezguścia. Mimo to popyt na te ozdoby jest ogromny.

Swój stary charakter zachowała, choć nie całkowicie, ta część nekropolii, która przylega do ul. Reja. Znajdujące się tutaj groby, zwłaszcza te z lat 50. i wcześniejszych wyróżniają się swoim indywidualizmem. Mimo że każdy jest inny, to piękny. Przeszło półwieczne nagrobki zdecydowanie odbiegają kształtem od produkowanych na jednakową modłę płyt nagrobkowych w czasach obecnych. Kamienne rzeźby, płaskorzeźby i misterne zdobienia to dziś już nie stosowane elementy dekoracyjne.

ŚCISK I ŚMIECI

Poza tym rzuca się w oczy jeszcze jedno - spory chaos jeśli chodzi o rozmieszczenie grobów i ogromny ścisk. Mogiły są położone tak bardzo blisko siebie, że trudno między nimi przejść. Choć przez starą część cmentarza biegnie główna, dość szeroka aleja, to jej odgałęzienia odchodzące na boki sprawiają wrażenie zupełnie przypadkowo poprowadzonych ścieżek. Brakuje podziału na kwatery i rzędy.

- Ciasnota jest nieprawdopodobna, grób leży przy grobie i właściwie nie ma jak się przecisnąć między mogiłami – skarży się pani Barbara z ul. Bartna Strona, która akurat zajęta jest pielęgnacją grobu swojej przyjaciółki. Nawet trudno jej się obrócić w trakcie usuwania opadłych liści i innych nieczystości. Mówi, że są z tym problemy. Mogiła, którą się opiekuje sąsiaduje z płotem, a za nim stoją garaże. Ich użytkownicy przesypują przez ogrodzenie rozmaite śmieci, choć stoi tu spora tabliczka zakazująca tego procederu. Nasza rozmówczyni dodaje, że przydałby się w tym miejscu kontener.

Zdaniem administratorki cmentarza, Wiesławy Sparzak ów ścisk, to skutek sposobu chowania zmarłych w czasach, gdy cmentarz był parafialny. Wówczas grabarz po prostu kopał tam, gdzie mu się podobało, bez planu i pomysłu na przyszłość. Z kolei administracja sprząta opadłe liście i inne nieczystości tylko z głównych alejek, wokół mogił o porządek muszą dbać ich opiekunowie. Dodaje też, że myślała o postawieniu kontenera pod płotem w sąsiedztwie garaży, ale jest tam zbyt mało miejsca, a ponadto nie byłoby jak do niego dojechać, aby go potem opróżnić.

TRZY ETAPY ROZBUDOWY

Ścisk panuje jednak i na nowych częściach szczycieńskiej nekropolii. Po prostu potrzebne są nowe tereny. Dlatego obecnie realizowany jest III-etapowy plan powiększenia cmentarza komunalnego. Pierwszy etap został już zrealizowany. Chodzi tu o dodatkową powierzchnię ok. 4000 m2, łącznie z alejkami, która przylega do ul. Mazurskiej. Tu też jest wydzielona specjalna kwatera na pochówki w urnach. Z kolei drugi etap rozbudowy cmentarza dotyczy przyłączenia nowych terenów o powierzchni aż 8 349 m2. Są to grunty leżące między ul. Mrongowiusza a warsztatami samochodowymi i strzelnicą LOK-u.

Ostatni trzeci etap przewiduje włączenie kolejnego obszaru o powierzchni 6 700 m2 i dotyczy on terenów, na których obecnie stoją warsztaty samochodowe. Zdaniem administratora Stanisława Sieraka, nowe obszary pod pochówki zapewnią bezproblemowe działanie szczycieńskiej nekropolii przez najbliższe 15 lat.

ZŁODZIEJE ZŁOCONYCH LITEREK

Lśniące pozłotą niektóre elementy nagrobków mające uczynić je piękniejszymi kuszą, niestety, złodziei. Na szczęście w ostatnim czasie odnotowuje się wyraźny spadek liczby kradzieży. Jeszcze kilka lat temu ginęły m. in. metalowe figurki Chrystusa. Kradli je w głównej mierze złomiarze.

- Te dewocjonalia wykonuje się jednak nie z czystego mosiądzu, a stopu, którego punkty skupu nie odbierają. Dzięki temu proceder szybko się skończył - tłumaczy Stanisław Sierak. Podobnego zdania są kamieniarze parający się wyrobem nagrobków. Ich zdaniem liczba kradzieży cmentarnych wyraźnie zmalała. Jeszcze niedawno zdarzało się, że ginęły złocone literki oraz ozdobne donice nagrobkowe, które musieli potem dorabiać.

- Teraz takich zleceń już nie odnotowujemy - mówi Jacek Kowalczyk, prowadzący zakład kamieniarski. Równie rzadkie są obecnie akty wandalizmu. Ostatni, zdaniem Stanisława Sieraka, odnotowano dobrych kilka lat temu. Wówczas nieznani sprawcy pomalowali czerwoną farbą nagrobki leżące przy alei wiodącej do domu przedpogrzebowego. Na niektórych do dziś widać jeszcze ślady tej nikczemnej działalności.

foto i tekst: Marek J.Plitt