Gdzie te ławeczki

Zamkowe ruiny za dnia oraz nocą

Nasze zamkowe ruiny, choć niezbyt efektowne (bo kudy im do innych, odrestaurowanych zamków na Mazurach) cieszą się jednak dużą popularnością tak wśród turystów, jak i miejscowych. Widać tam całe gromadki osób w rozmaitym wieku, jak m. in. robią sobie zdjęcia na tle drewnianych rycerzy, czy zabytkowych ścian albo zaglądają do tajemniczych, okratowanych studni, itp., itd. Niektórzy nawet wspinają się na szczyty murów, co nie jest zbyt bezpieczne i przed czym przestrzegamy - fot. 1 (żółty otok).

Ba, dla jeszcze innych ruiny są świetnym miejscem treningowym i tutaj doskonalą swoje umiejętności w parkourze, czyli miejskim sporcie ekstremalnym. „Kurek”, przechadzając się po ruinach, zauważył jak pewien młodociany zawodnik oznaczony nr 28 dokonywał tutaj nie lada sztuki. Skakał z murku, ale nie w sposób normalny, a z efektownym saltem do tyłu - fot. 2. Nieco się przeraziliśmy, ale chłopiec bezpiecznie wylądował na dwóch nogach, twierdząc, że to dla niego nie pierwszyzna, a poza tym uprawia on także break-dance, a taniec ten wymaga m. in. właśnie takich umiejętności. Ogólnie rzecz biorąc ruiny tętnią życiem, no i stąd postulat od naszych Czytelników, aby pod wiekowymi murami postawić ławeczki. Miałyby one służyć nie tylko starszym osobom, ale i młodszym, by każdy mógł przysiąść sobie na chwilkę i odpocząć. Kiedyś bowiem stały tu takie na efektownych, żeliwnych podstawkach.

- Uległy one jednak zniszczeniu wskutek zwykłej eksploatacji, no i dlatego oddano je do renowacji - wspomina pani Stanisława, nasza Czytelniczka. Było to dobrych kilka lat temu, ale niestety, ławeczki jak dotąd, nie wróciły na swoje miejsce.

Jakoś ta renowacja ślimaczy się nadzwyczajnie.

Tajemniczy mnich

Choć od zewnętrznej strony zamkowe ruiny są efektownie podświetlane w nocy i dlatego wokół murów jest w miarę jasno i bezpiecznie, to nie radzimy nikomu zapuszczać się do ich wnętrza po zmroku. Wtedy zapadają tu głębokie ciemności i jak wieść niesie, około północy pojawia się przeraźliwe straszydło - duch tajemniczego mnicha bez twarzy, któremu w ciemnościach łypią tylko czerwone, krwiożercze jak u wampira, oczy. Sceptyczny „Kurek” nie dawał początkowo wiary tym pogłoskom, ale przecież nie można upierać się wobec faktów. Oto rezultat naszej niedawnej wizyty w zamkowych ruinach - fot. 3.

Mnich faktycznie tam rezydował, ale musimy uspokoić Czytelników, że nie w nocy, a za dnia. Czerwony filtr na obiektywie i drobny retusz, sprawił, iż postać wygląda na zdjęciu niczym przeraźliwy duch.

Jest to tymczasem Szymon Skrajny ze Stowarzyszenia „Przyjazne Spychowo”. Jego członkowie, wcielając się w role rozmaitych postaci historycznych, wykonywali kilka dni temu sesję fotograficzną do kalendarza fot. 4, który ma m in. spopularyzować tę organizację w powiecie, a może nawet i w kraju.

AFRYKAŃSKIE PIWO W SZCZYTNIE ALBO SZTUKA PRAWIDŁOWEGO CZYTANIA

Niedawno jeden z miejscowych tygodników podał sensacyjną wiadomość, że z naszego małego jeziora płetwonurkowie wydobyli flaszkę po afrykańskim piwie ważonym w Johannesburgu, jednym z większych miast w Republice Południowej Afryki. Wiadomość obiegła miasto, no i nasi czytelnicy, zachodząc w głowę, pytają teraz, jakim sposobem znalazła się ona w naszym mieście. Cóż, nic takiego nie miało miejsca.

Żadna afrykańska butelka nie została wyłowiona z wód Jeziora Domowego Małego. Aby stwierdzić ów fakt, wystarczyło jedynie uważnie przeczytać nazwę miejscowości wytłoczoną w szkle - nie Johannesburg, lecz Johannisburg. A to nic innego, jak niemiecka nazwa obecnego Pisza, który nota bene przed wojną nosił inną polską nazwę - Jańsbork. Browar w przedwojennym Piszu (Johannisburgu), który działał w latach 1898 -1912, pieczętował się takim oto znakiem - fot. 5. (www.brauwesen-historisch.de).

CHLEB FASZEROWANY

Pewien mieszkaniec Szczytna w ubiegłym tygodniu kupił chlebek za 2,29 zł w jednym z miejskich marketów. Wygląd i smak towaru nie budziły zastrzeżeń, a wręcz odwrotnie, świeży i apetyczny zapach zachęcał do konsumpcji. No i stało się, wkrótce po zakupach bochenek trafił na stół, poszła jedna, druga, wreszcie trzecia kromka i gdy został zjedzony do połowy, nasz Czytelnik odkrył, że z jego wnętrza, tuż pod skórką wystają jakieś sznurki, podobne do takich, co oplatają baleron, a przecież to chlebek, a nie wędlina - fot. 6. - Nie składałem reklamacji w markecie, bo ów faszerowany chleb kosztował mnie raptem 2 złote z groszami, ale postanowiłem zanieść ów oryginalny produkt do redakcji „Kurka” jako lokalną ciekawostkę - powiedział nam pechowy nabywca.

ZIELEŃ A PIESKA SPRAWA

Od siedmiu lat, przy pomocy Spółdzielni Mieszkaniowej „Odrodzenie”, która dostarcza sadzonki, pani Zofia Bielecka wraz z mężem Józefem (ul. Piłsudskiego) pracują nad upiększeniem otoczenia swojego bloku. Na sprawach związanych z uprawą roślin ozdobnych pani Zofia zna się dobrze, bo przypomnijmy, że jest ona ubiegłoroczną zwyciężczynią konkursu na najpiękniejszy balkon w Szczytnie. Otaczające go roślinki obecnie bujnie kwitną - fot. 7, podobnie jak miniaturowy ogródek tuż pod blokiem, a do tego dochodzi jeszcze przyblokowy skwer.Posadzone tam siedem lat temu tuje zdążyły pięknie wyrosnąć, tworząc efektowny szpaler, a całość wieńczy najnowsze dzieło pani Zofii - rabata wokół rosnącej na skwerze brzozy - fot. 8 (pierwszy plan). Wydawałoby się, że nic, tylko przyklasnąć takiemu zaangażowaniu. Tymczasem pani Zofia spotyka się z niewybrednymi słowami krytyki. - Niektórzy sąsiedzi drwią sobie ze mnie, twierdząc, że oto zeszłam do roli nieetatowej spółdzielnianej sprzątaczki oraz pielęgniarza przyblokowej zieleni - żali się nam pani Zofia. Trudno zrozumieć postawę takich ludzi. Ich złośliwość jest zapewne wynikiem tego, że gryzie ich własne sumienie, bo przecież sami choć mogliby, to nic nie robią w kwestii dbałości o swoje najbliższe otoczenie. Ba, na ogół je tylko zapaskudzają, choć nie tyle sami bezpośrednio, ile przy pomocy swoich czworonogów. Wyprowadzają je na ów nienagannie utrzymany skwer, bo to wygoda, gdyż trawa tu skoszona i nie trzeba brnąć przez chwasty, po czym bez najmniejszych oporów pozwalają swoim ulubieńcom załatwiać wiadome sprawy.