Młodzieży z popegeerowskiej wsi Zalesie życie nie rozpieszcza. Nie ma tu świetlicy ani miejsca, gdzie mogłaby pograć w piłkę. Jedyne we wsi boisko zostało zaorane przez radnego Kostucha. Młodzi czują się oszukani. Radny nie ma jednak sobie nic do zarzucenia.

Zorane boisko

Przez wiele lat młodzieży z Zalesia za boisko służył fragment pola dzierżawionego przez radnego Jerzego Kostucha. Radny, były dyrektor PGR-u, dziś należy do największych gospodarzy w okolicy.

- Pięć lat temu, kiedy przymierzaliśmy się do startu w Lidze Sołeckiej, poprosiliśmy go, aby powiększył i wyrównał boisko tak, żeby spełniało wymogi – mówią młodzi mieszkańcy Zalesia. Radny, według nich, miał się zgodzić, ale postawił warunek: najpierw pozbierają śmieci z jego gospodarstwa.

- Zebraliśmy kilkanaście worków, ale pan Kostuch zamiast powiększyć boisko – zaorał je – narzekają chłopcy. Teraz, aby pograć w piłkę, muszą chodzić na oddalone o pół kilometra boisko szkolne w Kałęczynie. Tam jednak, jak twierdzą, nie są mile widziani przez dyrekcję szkoły. - Czujemy się ludźmi drugiej kategorii, nie mamy co ze sobą zrobić. Zdeterminowani tą sytuacją postanowili zwrócić się do wójta z prośbą o interwencję. Uważają, że najlepszym rozwiązaniem byłoby wystąpienie do Agencji Nieruchomości Rolnych o komunalizację działki dzierżawionej przez radnego Kostucha, na której wcześniej grali w piłkę. „Miejscowości Zalesie i Kałęczyn nie posiadają boiska do gry w piłkę, nie ma też innych miejsc, gdzie można by je utworzyć” – pisze w liście do wójta ponad 40 mieszkańców obu miejscowości. Wójt Tadeusz Frączek zapewnia, że los chłopców nie jest mu obojętny. Zwrócił się już do Agencji, aby ta przekazała gminie 0,5 ha ziemi na urządzenie boiska w Zalesiu.

- Lepiej, żeby w piłkę grali niż stali pod kioskiem z piwem – podsumowuje wójt.

Radny Jerzy Kostuch natomiast zaprzecza, aby obiecywał chłopcom powiększyć boisko za posprzątanie gospodarstwa.

- Przestali grać w piłkę, rozjechali się po świecie. Boisko przez dwa lata było nieużytkowane, więc je zaorałem, zasiałem koniczyną i zgłosiłem do dopłat – mówi radny. - Żadnej umowy nie było – podkreśla. Dodaje jeszcze, że w przyszłym roku, gdy wygaśnie umowa na dopłaty, do tematu będzie można wrócić.

(o)